piątek, 17 sierpnia 2012

Nowy Plan Dnia


            Trochę czasu upłynęło, za nim znowu tu zagąadam i dokonuję wpisu. No cóż, przepraszam za swoją nieobecność, szczególnie tych, których wcześniej zainteresowałam swoimi wpisami. Po powrocie do pracy musiałam zreorganizować i ustawić na nowo plan dnia: pobudka, "wybudzanie" dzieci, odstawienie dzieci do żłobka, wyjazd do pracy, zderzenie z "górą lodową", powrót do domu, zakupy, sprzątanie, wychowywanie dzieci, kolacja, idziemy spać:-) coś w ten deseń.

            A może by tak, to poukładać w kolejności i poopisywać, dla osób zainteresowanych i chcących poczytać jak sobie z tym radzę (radzimy, razem z Mężem)? A może ktoś chciałby się ze mną podzielić swoimi spostrzeżeniami, i radami? Bo mnie już czasami brak pomysłów i ... cierpliwości:-( no ale od początku.

            Układamy:

            1. Pobudka. Czyli Mąż wstaje pierwszy i zajmuje łazienkę, a ja jeszcze "dogorywam" w łóżku i wstaję, po mniej więcej trzeciej drzemce, kiedy łazienka jest już wolna. Dramat, nienawidzę wstawania o 5:15, wibracje szczoteczki elektrycznej pobudzają mnie do działania, ale i tak nie lubię wstawać, być zmuszana do czynności całego dnia. Co innego wstawanie w weekend kiedy nie muszę się nigdzie spieszyć, a dom wstaje sam, własnym, nie przymuszonym do niczego rytmem.

            2. Wybudzanie Dzieci ze snu, jest idealnym określeniem. Córka grandzi do 25:00 dnia poprzedniego, a później rano kiedy trzeba wstawać mówi, że chce spać i że mam jej włączyć kołysanki. Co za ironia, że wieczorem jej się nie chce spać, a rano wręcz przeciwnie - ma to pewnie po Mamusi;-) Z Synkiem jest jeszcze łatwo, budzimy, dajemy butle i ubieramy, nie ma większego marudzenia. Ale Starszak chce się już sam ubrać i sam wybrać w co się ubierze, a to już jest już wyższa szkoła jazdy dla Rodzica. Próbowałam już kilku sposobów: sama wybierasz w co się ubierasz, ale problem pojawia się kiedy za oknem mokro i chłodno, a ona wybiera letnią, przewiewną sukienkę. Dramat, płacz, krzyk i zgrzytanie zębów, kiedy próbujesz "skorygować" strój. Krzyki są tak donośne, że budzi sąsiadów, i były już raz "odwiedziny" w tej sprawie. Więc i ciśnienie dla rodziców większe, presja, że zaraz ktoś przyjdzie z pretensjami. No ale z drugiej strony, nie możemy dać się zwariować i wejść dziecku na głowę. Nie ma złotego środka, a przynajmniej myśmy go jeszcze nie znaleźli. Poranki są trudne i stresujące, ale staramy się pozytywnie na nie nastawiać (to połowa sukcesu;-)). Z jednej strony czas goni, z drugiej strony sąsiad wali w kaloryfer, a wszystko zależy od humoru i nastroju Starszego Dzieciora, do którego już czasami brak i cierpliwości i pomysłów. Dlatego dzień zaczynamy o 5, aby mieć "zapas czasu", i nie spóźnić się do pracy.

            3. Góra lodowa... wrrrr.... czytaj PRACA. Góra lodowa, z którą się zderzyłam, po powrocie z urlopu macierzyńskiego, powoli się roztapia, a ja zamieniam się w "kaczkę" tzn. zaczyna po mnie spływać, to co się w niej dzieje, a dzieje się wiele. Przychodzę, do tego więzienia, robię co do mnie należy, nie wychylam się. Nawet trochę odpoczywam od Dzieciorów i zaczynam za nimi tęsknić:-) i wychodzę z więzienia. Tak mało o tym napiszę, bo nie ma większego sensu. Koniec kropka, ten temat na dziś zamykam.

            4. Powrót do domu. Odebranie Dzieci ze żłobka, przyjęcie "uwag" na temat zachowania dzieci i "sugestii" na temat ich stanu zdrowia. Zachowanie nie jest złe, grandzą i bawią się z innymi dziećmi. Czasami tam jakiś siniak, albo inne zadrapanie, ale to nie pierwsze i nie ostatnie "rany" w ich życiu, więc niech się przyzwyczajają. Sugestie na temat stanu zdrowia dzieci, są czasami "ciekawe". Katar i związane z nim "świeczki" pod nosem, to jeszcze nie choroba:-) i sama je z niego leczę. Do lekarza chodzimy kiedy zaczynają gorączkować, albo poważnie kaszleć, no i oczywiście na szczepienia (to też jest temat rzeka, może kiedyś go poruszę na swoim blogu;-)). Po drodze, jeszcze jakieś "małe" zakupy i ostateczny powrót do domu, no chyba, że pogoda nam sprzyja, a Dzieciom wyraźnie trzeba "wyładować baterię", aby lepiej mogły położyć się spać (czytaj: szybciej i bez dramatów zasnęły).

            5. Na placu zabaw, zaczyna się już etap wychowywania Dzieci (taka "przenośnia", bo uważam, że wychowuję dzieci od momentu kiedy rano otworzą oczy, do momentu kiedy zamkną je wieczorem), tzn. ja siadam sobie na ławeczce, najlepiej tej z której widać cały plac i ... puszczam wolno starsze Dziewczę, które ma jeszcze sporo energii, jak na koniec dnia. Nie robię nic, do momentu kiedy Córka nie poprosi mnie o pomoc, albo kiedy trzeba podmuchać na stłuczone kolano. Nie wtrącam się w jej kłótnie i przepychanki z innymi dziećmi, uważam, że powinni załatwić, to między sobą, ale kontakt wzrokowy utrzymuje z Nią stale. Chyba nawet czasami zauważa moją dezaprobatę Jej zachowania i to działa:-). Nie będę opisywać zachowania innych dzieci, a tym bardziej zachowania rodziców tych dzieci bo... bo nie ma sensu, a czasami nie wiem kto mnie bardziej osłabia, czy dziecko, które wchodzi na drabinki, czy jego mamusia, troskliwie próbująca mu w tej wspinaczce pomóc. Ja staram się, aby moje dzieci, na placu zabaw (mam nadzieję, że będzie miało, to także odzwierciedlenie w dorosłym, życiu) były jak najwięcej samodzielne i jak najwięcej, w tej samodzielności, wyładowało swoje baterie. To wieczorny sukces, kładzenia spać, mamy gwarantowany:-) Młodszemu na placu zabaw trzeba jednak poświęcić więcej uwagi, bo co z tego, że będzie wodził wzrokiem za innymi dziećmi i będzie piszczał z radości, jak Siostra będzie leciała do niego z pędem błyskawicy, skoro On jeszcze nie nauczył się chodzić, a co dopiero latać. Nie pobiegnie i nie pobawi się jeszcze ze Starszakami, więc zostaje huśtawka i radocha, że im wyżej tym lepiej. Ale już niedługo i On będzie "latać" z pozostałymi dzieciakami. Obiecuję, mu to przy każdej nadarzającej się okazji:-)

            6. Jeśli plac zabaw został zrealizowany w planie dnia, to cudownie:-) Cudowny powrót do domu i zakończenie dnia. Rozpakowanie zakupów, kolacja, konieczna kąpiel dzieci, bo słone, brudne i z kilogramem piachu, nie tylko we włosach, przeczytanie bajki na dobranoc, albo puszczenie bajki z CD i ... i Córki w połowie słuchowiska już nie ma:-D <jupi> Uffff można odetchnąć, bo Młodszy, też już dawno śpi. Rzadkością jest, żeby Córka zasnęła przed swoim Bratem. Można zająć się sobą, a bardziej swoim gniazdkiem. Uwielbiam nasze mieszkanie, czuje, że to nasze miejsce na ziemi i dobrze mi się tutaj mieszka, ale .... ale nie cierpię bałaganu i nieporządku. Po całym dniu pracy i "wychowywaniu" dzieci, nie mam siły na nic. Może jakieś drobne ogarnięcie mieszkania, pranie i wstawienie zmywarki, ale wieczór ma być też przyjemnością dla mnie i dla mojego Męża. Więc zostawiam wszystkie czekające obowiązki sprzątania mieszkania na sobotę, albo urlop, i "spędzam" czas w ulubionym towarzystwie Męża:*

            Później idziemy spać, bo następny dzień zapowiada się podobnie. A może, tym razem, nasza Córka będzie miała rano lepszy nastrój i "łagodniej" dla wszystkich będzie wstawać? Zobaczymy:-)



Pozdrawiam.