wtorek, 24 kwietnia 2012

... od czego zacząć ?


            Ktoś mi ostatnio powiedział - zacznij pisać bloga. Jasne, tylko o czym? Kiedyś pisałam pamiętnik, wiele, wiele lat temu i ... gdzieś się zapodział, i mam nadzieję, że nikt go nie przeczytał. Tylko dlaczego nie miałby czytać? A teraz zastanawiam się czy pisać bloga? I czy będą go czytać inni? Zastanawiam się, o czym pisać bloga? Może o swoim życiu, uczuciach, przemyśleniach, doświadczeniach, macierzyństwie? Dobrze, potraktuję to, jako nowe doświadczenie, w końcu jak się coś napisze, a potem przeczyta, to inaczej "wszystko" wygląda. To będzie mój "blogowy pamiętnik", pamiętnik mamy, z życia mamy, jak być mamą - pewnie o tym najczęściej będę pisać, bo rola mamy, to temat, który ostatnimi czasy, spędza mi sen z powiek. I tak pewnie jeszcze przez wiele, wiele lat i nocy ...

            Na początku kilka słów wstępu jeśli chodzi o moją osobę: żona od 4 lat, wspaniałego człowieka (jeszcze się kochamy;)); mama od ponad 3 lat (okres ciąży, też zaliczam jako bycie mamą), dziewczynki i chłopca; właścicielka kota (kot wychodzi z założenia, że ten kto go karmi, ten jego pan).

             Jest tyle rzeczy, które chciałabym napisać, jest ich tak dużo, że nie wiem od czego zacząć, więc może od "któregoś" początku?

            Teraz na "tapecie" mam powrót do pracy, a właściwie dylemat, czy do tej pracy wrócić, czy nie. I wcale, że nie jest to dylemat, czy i z kim mam zostawić małego brzdąca, tylko do jakiej pracy mam wracać? Jako, że rodziłam dzieci, prawie jedno po drugim, a mój powrót między porodami był krótki, to w tej chwili, nie wiem do czego wracam. Tyle się zmieniło, pozmieniali się ludzie, pozmieniało się kierownictwo, pozmieniały się moje obowiązki, mimo, że prawo "daje mi gwarancję". W obecnych czasach, w dobie kryzysu, zmuszona jestem przyjąć daną mi przez pracodawcę, ofertę powrotu do pracy, nawet jeśli proponuje mi inne (gorsze) stanowisko. Bo co mam innego zrobić? Nie stać mnie na to, aby "siedzieć" w domu i wychowywać dzieci, a małżonek będzie zarobiał na te nasze wszystkie raty z kredytów, na wakacje za granicą, na samochód który się nie psuje, nie wspominając już o paliwie, które trzeba wlewać do niego. Och, co za życie. Całe szczęście, że moje Szczęścia dostały się bez większych problemów i znajomości, do żłobka i przedszkoli i to państwowych, na które jeszcze nas stać, bo ta prywatna opieka nie dość, że jest strasznie droga, to jeszcze słyszy się z opinii innych, jak wychowują nasze dzieci. A do żłobka, który mam sprawdzony tzw. "pierwszym dzieckiem", mam zaufanie i jestem bardzo zadowolona, ze sposobu w jaki, i czego uczą moje dzieci. No i najważniejsze, stać mnie:)

            Najbliższe dni, to ostateczne decyzje i dopinanie wszystkiego, na ostatni guzik, a tak naprawdę, to wszystko wyjdzie w praniu. Wstawanie, ogarnięcie siebie, budzenie i przygotowanie dzieci do wyjścia. Odstawienie, każdego z osobna, do pracy, do żłobka, do przedszkola. A na to wszystko tak mało czasu. Ten brak czasu, albo raczej "jak ten czas szybko leci" zauważyłam odkąd pojawiły się dzieci. To widać po ich "wzroście";). One tak szybko rosną, uczą się, że aż czasami sama w to nie wierzę. Całe szczęście, że w całym tym "ogarnięciu" czynny udział bierze mój kochany mąż:). Nie wyobrażam sobie, że miałoby go, nie być. Jak sobie radzą rodzice (nie tylko matki, choć to jeszcze u nas rzadkość) samotnie wychowujący dzieci? Jakoś muszą, dobrze, że ja nie.

            A może ktoś mi podpowie, jak dobrze się zorganizować przed wyjściem do pracy i przedszkola? Jest kilka podstawowych zasad, o których wiem: cierpliwość, powtarzany schemat, "wolny czas" czyli zapas czasu, bez pośpiechu i na spokojnie. Jejku, jak to się łatwo pisze, gorzej z wykonaniem, albo kiedy budzik zaśpi:) Później będę opisywać jak wyglądają nasze poranki:) Ale do tego czasu, może ktoś mi coś jeszcze zdradzi, podpowie, co mam zrobić, aby wstawanie naszego domu przebiegało bez problemowo, bez płaczu i histerii? Obecnie mój małżonek wstaje jako pierwszy, ogarnia siebie, szykuje sobie posiłki do pracy i budzi naszą często jeszcze zaspaną córkę. A z tym jej wstawaniem, to różnie bywa. Najczęściej jeszcze chce spać, bo się nie wyspała, bo wieczór wcześniej, mimo próśb i gróźb rodziców, "szalała" i zasnęła późnym wieczorem. Więc jak już tak się zaczął jej dzień, to już wiadomo, że będzie histeria przy jakiejkolwiek innej jej czynności, ubieranie się, mycie, czesanie itp. Budzi wtedy już cały dom, jak nie cały blok. Ja wstaję, żeby nakarmić obudzonego, młodszego głodomora, który zaraz później zaczyna już aktywny dzień, a ja mażę jeszcze o drzemce. Córka ze łzami w oczach, z krzykiem na ustach i na rękach u taty, który ostatnimi siłami cierpliwości odwozi dziecko do przedszkola. Dzielny z niego facet, ale i jemu czasami brak już nerwów i cierpliwości. Słyszę jak zaciska zęby i stara się spokojnie mówić. Ja jeszcze "przez chwilę", powoli mogę się obudzić i dojść do siebie, a on musi być na baczność, co do godziny i minuty. Ale i mnie niebawem czeka dyscyplina czasowa. Jak sobie z tym poradzić? Przede wszystkim dobra organizacja, podział obowiązków (jeśli, to możliwe) i cierpliwość/spokój, pozytywne myślenie też się przyda:), to połowa sukcesu, reszta wyjdzie w praniu i nie omieszkam o tym napisać.

Pozdrawiam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz